Przypadek przytrafił się YouTuberowi, który zauważył, że tuż po wygaśnięciu gwarancji producenta jego samochód się popsuł i zauważalnie stracił na zasięgu. Koszty naprawy u producenta wynoszą mniej więcej tyle, co nowy egzemplarz.
Teoria spiskowa? Nic z tych rzeczy – od dawna wiemy, że najwięksi producenci na świecie łapią się różnych sztuczek, by zniechęcić klientów do samodzielnej lub serwisowej naprawy swoich urządzeń.
Historię z Teslą przedstawił YouTuber prowadzący kanał Hoovies Garage. Mężczyzna kupił używaną Teslę Model S z 2013 roku. Choć samochód był dość wiekowy, to nadal w świetnym stanie. Przynajmniej przez dwa tygodnie od zakupu maszyny. Wtedy pojawiły się problemy…
Akumulator miał przestać się ładować powyżej poziomu pozwalającego na przebycie 79 kilometrów. Jak wskazuje, z oryginalnego zasięgu rzędu 426 kilometrów, po przejechaniu 150 tysięcy kilometrów, powinno pozostać co najmniej 380 kilometrów!
Internauci wskazują na winę producenta. Tesla miała zaplanować drastyczne zmniejszenie wydajności po upływie 8 lat od zakupu pojazdu – tuż po wygaśnięciu okresu gwarancyjnego. Choć jeszcze kilka miesięcy temu, amerykańska marka dokonałaby naprawa bezpłatnie, obecnie może ona wynieść nawet 20 tysięcy dolarów! To mniej więcej tyle ile wynosi cena używanej Tesli z rocznika 2013!
(Fot. Pixabay)